poniedziałek, 16 lutego 2015

bunt dwulatka - Boże daj mi siłę !

Spadło to na mnie jak grom z jasnego niebie, słyszałam o tym, ale sądziłam, że nas to ominie. A gdzie tam, tyle szczęścia w życiu mieć nie można. Ominęły nas kolki, nieprzespane noce, bolesne ząbkowanie, to bunt dwulatka nie mógł nas ominąć.

Skąd się bierze
To okres w życiu dziecka kiedy dociera do niego, że mama i ono to nie jedność, to dwie odrębne osoby mające różne potrzeby. Co za tym idzie bez skrupułów pokazuje nam nasz kochany bobas co chce, a czego nie, próbuje pokazać własne zdanie oraz swoją indywidualność. Taka mieszanka nieraz skrajnych emocji skutkuje nagłym wybuchem złości, płaczu, a nawet agresji w stosunku do nas rodziców.

Bądź mądrzejszą matką
Na agresję nie odpowiadaj agresją. Nie chodzi mi tu wyłącznie o agresję siłową, a bardziej o słowną. Musimy nauczyć się panować nad swoimi emocjami i zachowaniami, spójrz na to w ten sposób: mi jest ciężko powstrzymać się od krzyku, to co dopiero dziecku. Kluczem do sukcesu jest opanowanie. Sztuka to ciężka do ogarnięcia, bo bynajmniej moje sfrustrowanie nieraz sięga zenitu, ale chcieć to móc. Mamy tą przewagę, że my jesteśmy w stanie emocję opanować, taki mały dwulatek potrzebuje jeszcze w tym pomocy, a może liczyć tylko na nas. Także zakasuj rękawy i ruszaj do walki z buntem!

Akcja-Reakcja
Czego możemy się spodziewać ze strony naszej pociechy i jak sobie poradzić z nieoczekiwanym zachowaniem. Kiedy dziecko mówi "nie!", u nas ostatnio zdarza się to na każdym kroku. Gotuje obiad lub jakąś pyszną zupkę, szykuje, podaje, a w zamian słyszę "nie!!!!" tłumaczę, że brzuszek jest pusty, że jak zje to pójdziemy na dwór, ale zero efektów ciągle słyszę to jedno, trzyliterowe słowo. Cierpliwość, to tylko pozostaje, jeżeli spokojne tłumaczenie nic nie daję, odstawiam obiad i po prostu zjemy go później. Po 30 minutach sytuacja zazwyczaj już wygląda lepiej i obiadek ląduje w brzuchu.
Kolejnym zachowaniem, które odbiega od normy mojej grzecznej O. jest niechęć do ubierania się, ale znalazłam na to świetny sposób. Pozwalam jej pozornie decydować o tym co na siebie dzisiaj założy. Czyli pokazuje dwie pary spodni i pytam się córki " które spodnie dzisiaj?". Prosta decyzja i skutkuje, dziecko ma poczucie, że samo decyduje o swoim wyglądzie, a dla nas to nie jest żaden problem. Wilk syty i owca cała.
Nagły atak złości, bo nie chcemy czegoś dać, albo puścić samej na ulicy. Wtedy kiedy dziecko spotka się z naszym sprzeciwem macha nóżkami, rączkami, wrzeszczy. Co wtedy? Przytulamy naszą rozwścieczoną pociechę, czekamy aż się uspokoi i wtedy logicznie tłumaczymy dlaczego nie może bawić się nożem, albo dlaczego samo nie może biegać po ulicy. Unikajmy słów " nie, bo nie", Albo " bo tak mama powiedziała" jak i również nie tłumaczmy podczas ataku złości, bo tylko zedrzemy na darmo gardło, a maluch i tak następnym razem zrobi to samo. Wystarczy podać przyczynę dlaczego nie może tak robić np. "jeżeli będziesz bawić się nożem, to rozetniemy paluszka i niestety będzie bardzo bolało". U nas to działa, ale tylko powiedziane w odpowiednim momencie, kiedy O. już się uspokoi.
"Nie pójdę spać!" to kolejna z trudności, którą możemy napotkać podczas buntu dwulatka (akurat nas to obecnie nie dotyczy). Jak zapobiegać? Na sen trzeba pracować przez cały dzień, przede wszystkim ustal jedną stałą porę drzemki w dzień, u nas jest to zawsze między 11-12.30 w tych godzinach usypiam małą O. jeżeli zdarzy się tak, że nie chce iść spać to odpuszczamy drzemkę. NIGDY nie usypiaj (jeżeli chcesz iść wcześniej spać :D) ok. godziny 16-17, dziecko wtedy o 21 wcale nie chce spać bo ma jeszcze mnóstwo energii. Jeżeli pogoda sprzyja jak najwięcej czasu spędzajcie na podwórku, jeżeli pogoda jest brzydka możecie udać się do bawialni, na basen, nawet do znajomych w odwiedziny, bądź zorganizuj jakąś fajną zabawę w domu. Wtedy wieczorem dziecko będzie już pozbawione energii i z chęcią zaśnie.
Na sam koniec sytuacja moim zdaniem najgorsza i najbardziej krępująca. Płacz w supermarkecie, my często chodzimy z O. na zakupy z prostej przyczyny- nie mamy ją z kim zostawić. Zdarza się,że ingeruje w to co kupuję, wrzuca do koszyka różne produkty, ale ja je zaraz wyciągam, tak żeby ona nie zauważyła. Gorzej jest z zabawką (zazwyczaj omijamy ten dział, żeby uniknąć płaczu, ale nie zawsze się to uda) kiedy dziecko chce dziesiątego misia, albo dwudziesty samochodzik, mówimy "nie" i zaczyna się histeria. Co teraz? Najpierw starajmy udawać, że nie widzimy, odsuńmy się kawałek. Jeżeli minie, to robimy zakupy dalej, ale jeżeli nie i uważasz, że dziecko może sobie samo zrobić krzywdę, choćby uderzając głową o płytki sklepowe, weź je na ręce i mocno przytul. Atak musimy cierpliwie przetrzymać, bywa to krępując, bo ludzie na pewno będą się przyglądać, a i komentować mogą. Absolutnie nie ulegaj dziecku, bo dasz sobą manipulować i będzie tak przy każdej wizycie w sklepie. W domu warto maluchowi postarać się wytłumaczyć, że nie będzie zabawek ze względu na to, że krzyczy. Następnym razem, gdy zakupy się udadzą warto malucha pochwalić za zachowanie.





czwartek, 12 lutego 2015

odsmoczkowanie - jak to było z nami.

Pierwsze próby zostały podjęte w lipcu ubiegłego roku, mała O. miała wtedy 18 m-cy uważałam, że to i tak stanowczo za późno, ale jak to mówią "lepiej późno niż wcale". Wszystko szło jak należy, mała zasypiała i w dzień i w nocy bez upominania się o smoczka, aż do momentu feralnego szpitala.. Tata się złamał i oddał smoczka, radość była wielka, tak wielka,że ssanie do spania zamieniło się w ssanie przez 3/4 doby. Nie ukrywam, że mocno podłamało to moją motywacje do działania z małą O. Jednakże gdzieś tam po głowie chodziła perspektywa, że w końcu trzeba się go pozbyć z naszego życia. I nadszedł wyczekiwany dzień, bez stosowania polecanych metod czy sposobów. Dwa tygodnie po drugich urodzinach O. nadgryzła smoczek ! Zdziwienie - coś jest z nim nie tak (?!), raz wkłada do buzi - no nie działa jak należy, drugi raz - to samo, ewidentnie się zdenerwowała i rzuciła nim o podłogę. Wykorzystałam więc okazję i pytam mojej córki "nie chcesz już smoczka?" - ona zaś odrzekła mi stanowczo, lekko podłamanym głosikiem "nie". Więc smoka zabrałam i schowałam, to był ostatni raz kiedy go widziała, dzisiaj mija 11 dzień. Przez pierwsze 5-6 dni trzymałam go (na wszelki wypadek), ale ostatecznie wylądował w koszu. Fakt, faktem, że zdarza jej się wołać "cycy", ale nauczyliśmy się to albo ignorować i skutecznie zmieniać temat, albo mówię jej, że w smoczku była dziura i siedział tam robak :D
Mimo sukcesu i tak zdaję sobie sprawę, że trochę za późno ta chwila nastała. Czy jest jakiś złoty sposób na pozbycie się z naszego życia smoka? Myślę, że każdy rodzic powinien do tego podejść indywidualnie, dzieci są różne i na każde zadziała coś innego. Grunt to silna wola i cierpliwość. Polecam zabrać się mimo wszystko za to dużo wcześniej niż my, bo bunt dwulatka + odsmoczkowanie to uwierzcie mi, ale mieszanka wybuchowa.


poniedziałek, 9 lutego 2015

Wściekła chandra

A wszystko miało być tak pięknie...
O ile początek roku zapowiadał się nad podziw dobrze i motywująco, tak luty rozpoczął się totalną klapa. Dieta, ćwiczenia, praca, żłobek, mała O. zdrowa, impreza urodzinowa. Skończyło się tak, że jeden element tej pięknej układanki zawiódł i wszystko trafił szlak. (!)  Wylądowałam na bezrobociu, co prawda liczyłam się z tym i byłam o tym poinformowana, więc nie mogę zgonić, że to dla mnie był szok, ale szokiem jest dla mnie to, że czuje się źle, przykro mi, ale jedyne słowo, stan który mi przychodzi do głowy to, że czuje się jak śmieć. Okrutne, ale niestety prawdziwe. Większość próbuje mi wcisnąć, że "odpocznę, nacieszę się dzieckiem", odpocząć nie odpoczywam, bo męczy mnie już oddychanie, byłam bardziej wypoczęta wstając o 5.30 szykując śniadanie biegnąc do żłobka i na busa do pracy. Pewnie, że nacieszę się O., ale cieszyć to się mogłam na macierzyńskim, kiedy za siedzenie w domu dostawałam hajs :P Bycie bez własnego "grosza" chcąc nie chcąc, nie pozwala mi się w pełni cieszyć wolnym czasem. Więc postanowiłam, poszukam pracy, odpalam internet i strony, które mi mają w tym pomóc i co... BUM ! Chyba powinnam się nazywać Waldemar Kiepski, bo dla ludzi z moim wykształceniem pracy "normalnej" nie ma. Świętokrzyski rynek pracy jest tak ograniczony, że głównie opiera się na Call Center (pracowałam już 3 lata więc podziękuje), ubezpieczenia, pożyczki i wszędzie trzeba być albo studentem albo mieć własną działalność. Wśród moich znajomych nie mam dwoje znajomych, którzy pracują na normalnej umowie. Więc Panie Prezydencie jak żyć! Skoro w wieku 24 lat nie mam pracy i nie mam zbytnio perspektywy jej zdobycia, to emerytura jest rzeczą nierealną.