czwartek, 12 lutego 2015

odsmoczkowanie - jak to było z nami.

Pierwsze próby zostały podjęte w lipcu ubiegłego roku, mała O. miała wtedy 18 m-cy uważałam, że to i tak stanowczo za późno, ale jak to mówią "lepiej późno niż wcale". Wszystko szło jak należy, mała zasypiała i w dzień i w nocy bez upominania się o smoczka, aż do momentu feralnego szpitala.. Tata się złamał i oddał smoczka, radość była wielka, tak wielka,że ssanie do spania zamieniło się w ssanie przez 3/4 doby. Nie ukrywam, że mocno podłamało to moją motywacje do działania z małą O. Jednakże gdzieś tam po głowie chodziła perspektywa, że w końcu trzeba się go pozbyć z naszego życia. I nadszedł wyczekiwany dzień, bez stosowania polecanych metod czy sposobów. Dwa tygodnie po drugich urodzinach O. nadgryzła smoczek ! Zdziwienie - coś jest z nim nie tak (?!), raz wkłada do buzi - no nie działa jak należy, drugi raz - to samo, ewidentnie się zdenerwowała i rzuciła nim o podłogę. Wykorzystałam więc okazję i pytam mojej córki "nie chcesz już smoczka?" - ona zaś odrzekła mi stanowczo, lekko podłamanym głosikiem "nie". Więc smoka zabrałam i schowałam, to był ostatni raz kiedy go widziała, dzisiaj mija 11 dzień. Przez pierwsze 5-6 dni trzymałam go (na wszelki wypadek), ale ostatecznie wylądował w koszu. Fakt, faktem, że zdarza jej się wołać "cycy", ale nauczyliśmy się to albo ignorować i skutecznie zmieniać temat, albo mówię jej, że w smoczku była dziura i siedział tam robak :D
Mimo sukcesu i tak zdaję sobie sprawę, że trochę za późno ta chwila nastała. Czy jest jakiś złoty sposób na pozbycie się z naszego życia smoka? Myślę, że każdy rodzic powinien do tego podejść indywidualnie, dzieci są różne i na każde zadziała coś innego. Grunt to silna wola i cierpliwość. Polecam zabrać się mimo wszystko za to dużo wcześniej niż my, bo bunt dwulatka + odsmoczkowanie to uwierzcie mi, ale mieszanka wybuchowa.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz